- 7th Oct,czwartek - punkt wyjścia Covent Garden stacja Covent Garden
spacer po Covent Garden PIazzaSeriously gourmet street foodStreet kitchen !!- British Museum by FOSTER
Paperchase- Apple Store ?
China Town i SOHO- Zavvi, 1 Piccadilly Circus
- Apple Store :)
- Sally, 81 Shaftesbury Axe
Onitsuka, Tiger 15 Newburgh StreetCafe NERO- Riba Bookshop
- Regents Park
- 12th Oct, wtorek -punkt wyjścia Oxford Street
Superdrug 508 Oxford StreetPrimark Store, 499 Oxford Street- Boots, 490 Oxford Street
Selfridges, 400 Oxford Streethmv, 360 Oxford StreetLUSH, 44S Molton Street- Apple Store, 235 Regents Street
Cafe Nero, 225 Regent Street- Sally's 81, Shaftesbury Ave- china glaze
http://maps.google.com/maps/ms?hl=en&ie=UTF8&oe=UTF8&msa=0&msid=111428414285245098366.0004920b31703bb43835c |
trochę się rozpraszam pisząc bo mam paznokcie świeżo pomalowane pięknym Umptempo Plum od Sally Hansen® (promocja w SuperPharm) i ciągle na nie patrzę zamiast w monitor. przepraszam. sorry.
ale ten no. jedzenie. tak. yes.
zaczęliśmy od Piccadilly Circus, obejrzeliśmy mnóstwo kiczowatych pamiątek londyńskich, którymi zamierzaliśmy obdarować najbliższych oraz samych siebie (magnesik na lodówkę !! yes !! - magnesik ma napis "mind the gap" no i wreszcie wiem o co z tym chodzi- gdy podjeżdża metro, lektor nadaje "mind the gap, mind the gap" co wolnym tłumaczeniu znaczy tyle co "zważaj na czeluść" :)
po pamiątkach- China Town i lampiony i jedzenie i zapachy (samouk: "nom nom nom!" tata samouka: "bleeeeh, chodźmy stąd" :D
chodźmy to chodźmy. idziemy mijając po drodze kolejną znaną piekarnię- Paul's. Paulów w Londynie jak psów i wieść niesie, że pyszne rzeczy tam mają ale ostatecznie nic nie skosztowałam... wiem, dziwne. no ale szłam przecież się najeść, nie mogłam ryzykować mniejszej kubatury brzusznej, tak ? yes ?
i niech fotografie powiedzą co było dalej...
nom nom nom |
chocolate chip cookie !!! |
ciabatkiiiii |
cupcakes !!!!! |
OLIWKI jak kurze jaja |
nażarci, upojeni zapachami, ruszyliśmy na Leicester Square a tam- nic nie wolno :D
don'ts and don'ts |
uuuauuuu |
Niemal naprzeciwko kościoła St.James jest Burlington House czyli pasaż 300-funtowych kamizelek haftowanych srebrną nicią, 220-funtowych sztybletów wykańczanych czerwoną skórą, carskich jajek Faberge, pięknych zegarków, złotych, szmaragdowych i koralowych skarbów. God have mercy...
500£ , 220£, 300£ ... |
należało zmierzyć się z domami handlowymi. wskoczyliśmy do Selfridges. równie szybko wypadliśmy. co się dzieje ?? samouk nie miał siły hasać !! wszyscy dookoła chodzą z tymi żółtymi torbami z czarnym napisem a samouk co ? przerażający spadek formy, okrutna niemoc fizyczna kazały opuścić miejsce na tarczy. pociągając nieco nosem i człapiąc powoli w promieniach zachodzącego słońca dotarliśmy do miejsca z którego tłumy wylewały się niosąc torby z papieru pakowego z napisem "primark".
no nie. muszę ,no po prostu muszę tato ! zaraz wracam !
zamknęłam oczy i wskoczyłam. otworzyłam oczy. O_o !! o my God.
masakra, tłumyyyyyyyyyyy. tłumy męskie, tłumy damskie, tłumy z gimnazjum, tłumy z zagranicy i samouk jak dzikus pośrodku. help !
ale ja już wiem czego się spodziewać. oh yes. jeszcze tu wrócę. i'll be back. zwłaszcza, że ceny... daj Boziu takie w Polsce. choćby głupia paczka skarpetek za 2£, bransoletka 1£ czy koszula z długim rękawem za 4£.
naprzeciwko Primarka- Superdrug.
pora jednak zbierać się do bazy. torba świeżych croissantów jako podwieczorek stał się standardowym posiłkiem do końca wyjazdu. tego dnia nie było inaczej :)
good night.
ot, kilka drobiazgów |
chciałam jeszcze tylko powiedzieć, że bardzo mnie cieszy dotychczasowa proporcja w głosowaniu, bo odpowiedź "gdzie są pączki" to też mój typ ;)